Home / LIFESTYLE / CZARDASZ KOŃ KTÓRY BYŁ ZWYCIĘZCĄ! -PRZEPIĘKNA HISTORIA OD KASI

CZARDASZ KOŃ KTÓRY BYŁ ZWYCIĘZCĄ! -PRZEPIĘKNA HISTORIA OD KASI

38926400_2131045150260533_2888541634578874368_n

Kiedy Mina W. poprosiła, bym napisała o każdym z naszych koni – ucieszyłam się bardzo. Nie spodziewałam się jednak, że o jednym z nich przyjdzie mi napisać już w czasie przeszłym.

Niby przecież zawsze było wiadomo, że ten dzień kiedyś przyjdzie. Dzień, w którym odejdzie pierwszy z naszych koni. Niby spodziewaliśmy się, że pierwszy będzie on – bo tak naprawdę nie wiedzieliśmy, ile ma lat, mógł być znacznie starszy niż ocenił go lekarz weterynarii prawie 18 lat wcześniej. Bo nie miał łatwej młodości, co odcisnęło się na jego zdrowiu. Bo nie walczył o siebie, zdawał się żyć tylko dlatego, że nam na tym zależało – spokojny, przyjmujący z rezygnacją wszystko, co przynosiło życie. Mieliśmy jednak nadzieję, że spędzi z nami jeszcze kilka lat.

38955126_2131042536927461_2295793610374774784_o

 

Czardasz odszedł w nocy z 10/11 sierpnia. Odszedł po dobrym, spokojnym dniu, gdy nic nie zapowiadało, że jest to dzień ostatni. Zjadł kolację, po czym razem z kolegami poszedł do paśnika na siano. Wschodu słońca już nie zobaczył. Rano zadzwonił telefon ze stajni. Ten najbardziej przykry.

Spędził z nami blisko 11 lat. Urodzony nie wiadomo dokładnie gdzie, pod innym imieniem, które nie jest pewne, z rodziców, których imion też na pewno nie znamy. Wszystkie te informacje w pewnej chwili stały się nieważne, bo wielki, potężnie zbudowany deresz stał się któregoś dnia niepotrzebny i stanął w jednej z tych stajni, gdzie nie liczy się, jak koń ma na imię, ale ile waży. Ile można dostać za jego mięso. Tam jednak wypatrzyło go oko doświadczonego weterynarza i trafił do nowej pracy. Przez 8 lat służył podopiecznym ośrodka dla dzieci i młodzieży z autyzmem, pracując na Hipodromie w Sopocie. Zaczął jednak z czasem podupadać na zdrowiu tak bardzo, że nie był już w stanie pracować. Dopadła go łykawość – przykry nałóg koni spędzających wiele czasu w stajni, polegający na połykaniu powietrza, co skutkuje nawracającymi kolkowymi bólami brzucha z powodu rozdętych powietrzem jelit. Każda taka kolka to stan zagrożenia życia, z którego trzeba konia jak najszybciej wyprowadzić – tzn. sprawić, by nieruchome jelita podjęły pracę. Oprócz tego dopadła go współczesna końska zmora – RAO, co można określić jako przewlekłe obturacyjne zapalenie oskrzeli, choroba do opanowania, ale wymagająca określonych warunków bytowania, które na hipodromie były nieosiągalne. Dotychczasowi właściciele – czyli ośrodek terapeutyczny dla osób z autyzmem – szukali dla konia nowego domu, w którym mógłby dalej żyć. Nie baliśmy się RAO, jako że już od lat z powodzeniem utrzymujemy w dobrej formie innego konia z tą chorobą. Przejęliśmy Czardasza w październiku 2007 roku. Zaczęły się zmagania z łykawością, kolkami, dusznościami. Musieliśmy nauczyć się sami leczyć kolkę, gdyż często bóle dopadały go w niedziele, w święta, gdy trudno o pomoc lekarską. Wygraliśmy. Czardi wygrał.

Żadne zdjęcia i słowa nie oddadzą tych lat. Setek przepracowanych dni, przedeptanych wspólnie kilometrów podczas zajęć hipoterapii. Niezliczonych godzin, gdy tkwiło się w stajni do późna wieczorem, bo kolka nie chciała puścić. I wspaniałych przeżyć, przepięknych wspomnień.

38875444_2131041466927568_6929065391402516480_n

Czardasz był koniem nieskończenie spokojnym i cierpliwym wobec niepełnosprawnych jeźdźców – może dlatego, że sam wiedział, co znaczy choroba. W stadzie zawsze wolał zejść z drogi młodszym kolegom, nade wszystko ceniąc sobie święty spokój. Mając 1,70 m wzrostu i pewnie około 700 kg wagi, pozwalał sobą kierować małym dzieciom. Z czasem nabywając coraz więcej umiejętności, chętnie służył nimi niepełnosprawnym jeźdźcom, gdy tylko czuł, że są na to gotowi.  Jego codzienność to nie tylko hipoterapia. Tym najbardziej wytrwałym pozwolił startować w towarzyskich zawodach, także paraujeżdżeniowych, spełniając niejedno marzenie i wywołując wzruszenia, które być może zostaną w pamięci tych młodych ludzi.

_DSC0125 (1)

Spełnił także moje marzenie. Udało się nam, z pomocą Pani Małgorzaty Pawłowskiej, dojść do poziomu P w ujeżdżeniu i z powodzeniem wziąć udział w kilku konkursach. Pierwszy start w kwietniu 2013 dał nam od razu wygraną. Tamtego uczucia nie da się zapomnieć. Jako że zawsze marzyłam o połączeniu ujeżdżenia i muzyki, a była możliwość wybrania sobie tła muzycznego do obowiązkowego programu, wybrałam jeden z „Tańców węgierskich” Brahmsa (czardasz…) oraz arię „Nessun dorma” . Ostatnie słowa tej arii brzmią „al alba vincero”, czyli „ o świcie zwyciężę”. Tymi słowami zakończył się nasz przejazd. Był jeszcze poranek. Zwyciężyliśmy.

38891203_2131044856927229_3555715768370855936_o

W 2014 roku Czardi zdobył II-msce w Mistrzostwach Polski Północnej Amatorów w ujeżdżeniu. We wrześniu 2016 pierwszy i ostatni raz wystartowaliśmy w klasie P, z wynikiem 58 %. Czardasz miał wtedy już 21 lat. To okazał się nasz ostatni występ. Zawsze gdy na niego wsiadałam, dawał z siebie wszystko – czy to był start, czy ćwiczenia, czy spacer do lasu. Niezwykłe było, jak zmieniał się podczas naszych jazd. Flegmatyczny, wręcz zobojętniały wobec codzienności, wchodząc na czworobok stawał się maksymalnie skupiony. Wymagał, bym wykonywała wszystko na 100% swoich możliwości, inaczej denerwował się – okazując to w swój introwertyczny sposób. Ale gdy wszystko szło dobrze, czuć było jego zadowolenie, wręcz dumę ze wspólnej pracy.

38902489_2131041803594201_7535329097866543104_n

Nasz deresz brał także udział w imprezach historycznych – w rekonstrukcji bitwy pod Świecinem, w uroczystościach rocznicowych ku czci Jakuba Wejhera w Wejherowie w lutym 2010.

Zawsze spokojny, odważny, podejmujący się stawianych przed nim wyzwań najlepiej, jak mógł. Pod jego pozorną flegmatycznością kryła się mieszanka melancholii czy wręcz smutku, zapewne wyniesionego z dawnych przeżyć, o których nie wiemy – i zaskakującej wrażliwości, ambicji i perfekcjonizmu. Nieskończenie wyrozumiały podczas zajęć – na czworoboku wymagał od jeźdźca pełnej precyzji, inaczej odmawiał współpracy w spokojny i stanowczy sposób. W osobach, które nie znały go bliżej, początkowo budził lęk – był naprawdę dużym koniem. Ale ten ogrom – to był ogrom łagodności i chęci porozumienia.

38891263_2131041900260858_8378363407782379520_n

 

Poza pracą spędzał większość czasu w towarzystwie naszej pozostałej czwórki. Zawsze unikał konfrontacji, zawsze zajmował w naszym małym stadzie ostatnie miejsce. Nieraz cieszyliśmy się, gdy okazał jakieś emocje, bryknął czy pobiegał razem z kolegami.

Od ostatniej jesieni czuć było, że wiek zaczyna mu nieco ciążyć. Całą zimę odpoczywał, wiosną jednak wrócił do pracy z młodzieżą – już w o wiele mniejszym wymiarze – i powoli wracał do formy. W lipcu ostrożnie weszliśmy na czworobok. Z chęcią, choć jakby nie wierząc do końca, że jeszcze to potrafi, wykonywał wszystko, czego nauczył się w minionych latach. Trzeba było widzieć jego pełne zadowolenia spojrzenie po tym, gdy jednak się udało, gdy go chwaliłam. Cieszyliśmy się bardzo. Wydawało się, że udało się pokonać kolejny kryzys. Jednak stało się inaczej.
Śmierć musiała przyjść nagle. Czas się skończył, szczere i oddane serce po prostu stanęło. Patrząc o świcie na zimne, sztywne ciało poczułam to co przed wielu laty, na zajęciach anatomii. Że to, co widzę przed sobą, to jest tylko znoszone stare ubranie, które ktoś porzucił i poszedł dalej.

Ale jednak poszedł dalej. Dokąd? Oby gdzieś, gdzie będzie szczęśliwy. Gdzie nasza pomoc nie będzie mu już potrzebna. Gdzie nigdy nie będzie go bolał brzuch.
Pewnie kiedyś się spotkamy.

 

38918507_2131042310260817_1783760988168781824_o

Dziękuje Kasiu za tą wyjątkową opowieść o Czardaszu. To był dla mnie zaszczyt móc Was opublikować.

TRUDNO GO NIE POKOCHAĆ! JEST! CZUĆ GO W TEJ OPOWIEŚCI… JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ.

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published.