Home / RODZINA I DZIECKO / Pamiętnik / POWRÓT PO ŚWIĘTACH DO WARSZAWY – BYŁA RADOŚĆ ALE ZNÓW SIĘ MARTWIĘ

POWRÓT PO ŚWIĘTACH DO WARSZAWY – BYŁA RADOŚĆ ALE ZNÓW SIĘ MARTWIĘ

IMG_20151227_190717

Nie wiem o co chodzi, ale to wszystko jest strasznie dziwne, tak bardzo dziwne, że miałam ochotę nawet się usunąć, aby tylko mój synek nie miał gorączek.

Jeszcze tylko wspomnę, że czeka na publikację mój wywiad z księdzem Karolem, który ukazał się w Gazecie Olsztyńskiej tuż przed Świętami, w środę 23 grudnia. Na blogu oczywiście będzie pełna wersja, bo w gazecie niestety wywiad został skrócony ze względu na zbyt dużą ilość znaków. Miałam go opublikować w Święta, ale niestety byłam tak zmęczona, że nie dałam rady. Myślę, że już jutro wyjdzie. Jakoś o Szymku łatwiej mi napisać tym bardziej na bieżąco. W wywiadzie pojawi się niespodzianka… Ale teraz nie zdradzę jaka.

Kontynuując temat przyjazdu do Centrum Zdrowia Dziecka…

Przyjechałam dzisiaj do Warszawy podmienić mojego męża, bo to on został z Szymciem na Święta. Mąż mówił, że naszemu synowi nic nie jest i może już wyjdzie w środę, cieszyłam się…

Nie było już wolnych miejsc w polski bus, więc koleżanka Ela z Warszawy (Eluniu dziękuje Ci za wszystko oczywiście), doradziła mi portal bla bla bla car, myślałam z początku, że to jakieś jaja – taka durna nazwa, ale okazało się, że faktycznie można tam tanio znaleźć transport w rożne miejsca o rożnej porze samochodem. Kobieta, młoda dziewczyna z synkiem i partnerem i jeszcze dwoma psami, które właziły Asi na kolana, wiozła nas za 50 złotych do Warszawy. Przejechałyśmy się z Asią metrem (10 min) i autobusem 525 (30 min), aby znaleźć się pod Centrum Zdrowia Dziecka. Teraz już zapamiętam tę trasę na pewno, mimo iż orientacja moja w terenie jest naprawdę na najniższym procencie, bo zawsze w tym przypadku bazowałam na swoim facecie, i nie w głowie mi były w ogóle te sprawy. Niestety dziś muszę sobie radzić z tym sama i może nie jest łatwo, ale jakoś idzie. Chociaż jakiś facet przewodnik,by się  mi przydał.  Co do trasy to, wysadzili nas koło metra Młociny.

Odnośnie szpitala – dziś, gdy mąż pojechał, synek tulił się do mnie mówiąc, że tęsknił i że mu smutno było. A smutno, bo ze mną nie spędził Świąt. Tłumaczyłam mu, że za to z tatą spędził i chyba było fajnie i że ja musiałam być z jego siostrami Asią i Olą. Rozumiał to, ale podkreślił, że by chciał i ze mną.

Pograliśmy, poprzytulaliśmy się znów razem i zaczął sam się bawić w coś tam. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie znów to gorąca głowa, nie wiem czy to od wrażeń czy to ode mnie, bo jestem taka gorąca i ta moja miłość do niego tak przełazi… cholera go wie… szczerze to nie wiedziałabym o tym gdyby nie pielęgniarka, która przyszła zmierzyć temperaturę mu i sama zwróciła na to uwagę nic szczególnego niby ale 37,3 no stan podgorączkowy… mierzyłam już wtedy sama swoimi termometrami sprawdzonymi, bo tu w szpitalu mają wszystkie rozregulowane, miał 37,7 no to już trochę dziwne, bo mimo wszystko nie powinno tak być. Tym bardziej, ze już planujemy Sylwestra i to w domu.

IMG_20151227_175459

 

Jeszcze wracając do podróży, ta młoda dziewczyna co nas wiozła z Olsztyna do Warszawy, opowiadała że w wieku 15 lat miała wysokie gorączki i bóle stawów i trafiła do szpitala, bo złe wyniki miała ob i crp, a odsyłali ja od lekarza do lekarza i nic nie mogli ustalić. Okazało się, że miała białaczkę, początkową faza. Dostała chemię i do dzisiejszego dnia jest na razie ok… bo szybko zadziałali, gdy dowiedziała się o Szymku, mówiła żeby podpowiedzieć lekarzom by sprawdzili to dobrze te wszystkie współczynniki. Nie chcę szukać Szymciowi chorób, bo i tak mam nadzieję, ze to jest tylko na tle nerwowym, ale niestety te miękkie kości, które stwierdziła ordynator reumatologii w Olsztynie przy pobraniu szpiku kostnego mnie niepokoją.

Wiecie… ja naprawdę nie wiem co to jest, czy może ja tak źle działam na syna, ze on gorączkuje, wolałabym żeby był zdrowy, pełni sił, biegał, żartował, był chłopcem silnym, umięśnionym. Jeszcze latem taki był, ale teraz to sama skóra i kości w dodatku blady bardzo. I niestety dalej pobawi się trochę i się kładzie więc sama czuje, ze tak do końca nie jest jeszcze ok, choć bym chciała już wrócić z nim do domu. Dzisiaj nawet myślałam, aby poprosić jego tatę, aby częściej z nim spędzał czas, nawet więcej niż ja skoro przy nim temperatury nie ma, ale niestety ja chyba nie dam sobie rady bez niego a on też mnie potrzebuje bardzo. Dobra koniec, bo się zaczynam rozklejać a przecież muszę mieć jaja jak to się mówi a by działać, być silna i iść do przodu.Więc teraz inny temat z innej beczki.

Już planuje lato, choćby tu https://perlapoludnia.pl/  Dolina Wielkiej Roztoki, na obszarze Popradzkiego Parku Krajobrazowego, malownicze miejsca w górach w Beskidzie Sądeckim, Agata jak czytasz mój wpis to przeglądaj i zapisujmy się! Elu Ty też… jeśli tam nie byłyście…

Nie wiem ale zżyłam się tutaj w szpitalu z kilkoma dziewczynami i ten długi okres mój w szpitalu z dzieckiem chyba uprawnia mnie do jakiś wakacji, może nawet właśnie sanatorium. Marzę o takim lecie gdzieś w fajnym ośrodku, zieleń, spokój, słońce, cisza a nawet czasami gwar z innymi ludźmi… Tak nie lubię samotności. Tu w szpitalu było naprawdę wesoło, z Elą żartowałyśmy, z Agatą malowałyśmy paznokcie i obcinałyśmy grzywkę nożyczkami do paznokci. Śmiech, rozmowy, żarty, nawet dzieciaki się lepiej bawiły… cudownie jest tak spędzać czas z ciepłymi znajomymi…

To pomaga bardzo

3 komentarze

  1. … wiem, że to niewiele – tak troszkę dla poprawienia humoru – wyszperane z myślą o Tobie: https://www.youtube.com/watch?v=lp0J_Sv_Q3o

    • Miło, że specjalnie z myślą o mnie… tylko tekst upadłego raju otoczonego przez kolorowe światła i raj bez dnia i nocy… hmmmm cóż to dla Ciebie oznacza?
      Pozdrawiam

      • ufff… a już bałem się, że zapytasz o to marmoladowe niebo, lub co gorsza o króliczą norę… z nieba pewnie jakoś bym wybrnął, jeśli natomiast chodzi o króliczka i jego norkę niekoniecznie:-)… z góry dziękuję za wyrozumiałość ;-)

        … co do upadłego raju… jak dla mnie upadły raj to jednak raj (szczebelek, dwa wyżej czeluści piekła)… może taki niekompletny, z troskami, ale i zaletami życia codziennego… jestem realistą – nie jestem idealny… gdzie mi tam pchać się do raju, gdy ”serce w rozterce”:-)

        … raj bez dnia i nocy – bywają takie chwile, kiedy czas przestaje być istotny… no, wiesz takie chwile, które chciałoby się żeby trwały wiecznie… chwile, w których najważniejsze jest „tu i teraz”… głodny jestem marzeń – to jedyna moja zbrodnia…

Leave a Reply

Your email address will not be published.