To było wyjątkowe! Co mnie takiego tam spotkało i co czułam lecąc w powietrzu….
Zastanawiałam się dość długo, czy o tym napisać. W zasadzie to takie moje, taka bardzo prywatna podróż, takie również mocno wewnętrzne odczucia… ale ponieważ dawno nic tutaj nie pisałam z braku czasu, praca pochłonęła mnie całkowicie i życie rodzinne a blog swój traktuję wyjątkowo, na pisanie o szczególnych rzeczach, ludziach, wydarzeniach, mojej historii, dlatego zapragnęłam i o tym tu wspomnieć. :-)
Historia moich losów… mojego pierwszego w życiu lotu….
Zdradzę wam tylko, że bałam się okropnie! Wiem że to może na wyrost ale tyle filmów z katastrofami lotniczymi obejrzałam, że chyba to powodowało mój strach i przed tym opór.
:-)
Ale do rzeczy, Co mnie takiego tam spotkało i co czułam lecąc w powietrzu….
Niestety zdjęcie są kiepskie, cóż aparat był schowany w innej walizce :-)
Lot był spokojny, uszy tylko bolały przy lądowaniu. Miałam gumy do życia wiec żułam zawzięcie, ktoś mi podpowiedział, że to dobre aby zmniejszyć ciśnienie. Chyba pomogło.
Nie wiedziałam również, że trzeba się pakować z kosmetykami w przeźroczyste woreczki strunowe, zamykane szczelnie i należy je wyjąć i pokazać… Cóż ktoś kto nigdy nie leciał nie wie… po prostu takich rzeczy nie wie. Niestety mój krem w dużym opakowaniu musiałam wyrzucić do kosza ale czego się nie robi dla przygody… dla nowych doświadczeń.
Faktycznie lecieć w powietrzu i zastanawiać się, czy jeszcze będę miała okazję postawić nogi na ziemi jest dość silnym przeżyciem. Bałam się ale byłam szczęśliwa.
Gorzej było z powrotem, tym bardziej, że samolot nie wylądował na lotnisku tam gdzie powinien po dwóch próbach lądowania. Cóż zapewne to nie koniec przygód moich z samolotami :-)
Mam nadzieję, że je polubię….
Migawka z pobytu w Paryżu, krótko ale ciekawie… doznania smakowe równie wspaniałe….
Nie mam na zdjęciach za dużo tych najważniejszych miejsc w Paryżu, bo byłam tam w zasadzie tylko na kolacji i w Moulin Rouge na Show Champagne Prepaiement ale wieże Eiffla widziałam i nawet na nią wchodziłam, gdy miałam 16 lat.
Teraz trochę o tym show.
Widowisko, które oglądałam to jedno z najsłynniejszych widowisk na świecie – kabaret „Féerie” w Moulin Rouge autorstwa Doris Haug i Ruggera Angelettiego, z choreografią Billa Goodsona.
Na scenie pojawił się zespół 100 artystów, w tym 60 tancerek grupy Doris Girls, występujących w ekstrawaganckich kostiumach wykonanych z piór, kryształów i cekinów, zaprojektowanych przez Corrado Collabucciego i uszytych ręcznie w najsłynniejszych pracowniach Paryża, do tego niesamowita, okazała scenografia autorstwa Gaetana Castellego, olbrzymie akwarium oraz muzyka autorstwa Pierre’a Porte’a w wykonaniu 80 muzyków i 60 chórzystów.
Uczę tę umilił szampan.