Home / LIFESTYLE / MIŁOŚĆ BEZWZGLĘDNA – CZARNA PERŁA „ARES”

MIŁOŚĆ BEZWZGLĘDNA – CZARNA PERŁA „ARES”

IMG_0917
Urodził się w kwietniu 2002 roku. Prawdopodobnie, bo tak naprawdę jest zwykłym wiejskim roboczym koniem bez udokumentowanego pochodzenia- Tak zaczyna opowieść pani Kasia, którą poznałam w pociągu całkiem niedawno, o jej cudownej czarnej perle do której czuje miłość bezwzględną.
– Kupiliśmy go z ogłoszenia- kontynuuje… Pojechaliśmy po niego aż do Sierpca, na Mazowsze. Prawdopodobna data jego urodzenia to tylko przekaz ustny od właściciela, podobnie jak informacja, że jego ojciec był ogierem rasy śląskiej, a matka zimnokrwistą, pociągową klaczą. To nie było ważne. Miał być spokojny i silny, bo jego zadaniem była praca w hipoterapii, a do tego miał być kary, bo o karym koniu zawsze marzył mój Mąż. Ares był wtedy aż za bardzo zadbany, bardzo otyły, co jak się okazało miało poważniejsze konsekwencje. Gdy przyjechał do Redy, miał 3 lata, a że był już wstępnie przyuczony do pracy pod siodłem, zaczęliśmy z nim od razu działać, niedługo tez rozpoczął pracę z młodzieżą i spisywał się świetnie. Radość była krótka – na pierwszej wizycie kowala okazało się, że koń całkiem niedawno (krótko przed tym, jak go kupiliśmy) przebył poważny ochwat, czyli zapalenie warstwy twórczej kopyt. Choroba – koszmar każdego konia i jego właściciela, choroba która już tysiące koni skazała na śmierć. Była ona niestety skutkiem przekarmiania konia przez poprzedniego właściciela.  Zaczęło się żmudne leczenie – polegające przede wszystkim na korekcyjnym podkuwaniu przez bardzo doświadczonego kowala, i odpowiednim użytkowaniu konia oraz dbaniu o kopyta, a także właściwej diecie – które dawało dobre efekty. Niestety po pół roku doszło do nawrotu choroby. Każdy koń, który raz przechoruje ochwat, jest w przyszłości o wiele bardziej podatny na jego ponowne wystąpienie. Całe leczenie od nowa… I obawa, jak będzie dalej, ponieważ najgorszą konsekwencją ochwatu jest zmiana ustawienia kości kopytowej, co czasem doprowadza do trwałej kulawizny. Znów się udało i Ares wrócił do pracy. No i w pechowym dla nas bardzo 2013 roku, w lutym, choroba powróciła trzeci raz. Tym razem leczenie trwało rok. Dzięki ogromnej wiedzy naszego kowala i sumiennej opiece, jaką Michał sprawował nad swoim koniem, Ares po roku ponownie wrócił do pracy! To, że koń po 3 nawrotach ochwatu jest nadal sprawny, pracuje pod siodłem, biega i bryka – to jest „po prostu normalny cud”.
IMG_0915a
I tak się stało, że koń, który całe swoje życie pomaga osobom niepełnosprawnym przełamywać swoje ograniczenia, uczy ich wiary w siebie, pokazuje, że niemożliwe jest możliwe – sam dokonał czegoś niemożliwego. Nie stałoby się to bez odpowiedniej wiedzy i opieki. Do końca życia będzie wymagał szczególnej troski, ale teraz ma lat 16 (jest najmłodszym z naszych koni) i przewodzi naszemu małemu stadu.
Ares 2009
Niezbyt mogę chyba pisać o niepełnosprawnych jeźdźcach, którym pomógł i pomaga nadal. To zapewne wymagałoby ich zgody, której nie mam możliwości uzyskać, tym bardziej że niektórzy z nich już odeszli od nas – w dorosłość. Mamy nadzieję, że pamiętają czarnego łobuza i jego kumpli. Z jednym z nich, niewidomym chłopakiem, zgrał się przez lata tak doskonale, że nie tylko razem wygrali towarzyskie zawody ujeżdżeniowe dla dzieci i młodzieży, konkurując z pełnosprawnymi jeźdźcami, ale ćwiczyli także po kawaleryjsku, dając pokaz publicznie, w pełnym umundurowaniu. Na naszym terenie samodzielnie galopowali… Ale mogę pokazać zdjęcia z drugiej profesji Aresa – razem ze swym Panem przekraczał wielokrotnie granice czasu, stając się koniem kawaleryjskim i husarskim.
Pasją Męża jest historia. Wcześniej obydwoje braliśmy czynny udział w imprezach rekonstrukcyjnych (Gniew, Świecino), jesteśmy też członkami Stowarzyszenia „Gdyński Szwadron Krakusów”. Jednak z czasem zrezygnowaliśmy z wyjazdów z naszymi końmi na imprezy, uznawszy, że jest to dla nich zbyt obciążające i ryzykowne, i pozostaliśmy przy treningach husarskich i kawaleryjskich „na własnym podwórku”, tylko dla naszej przyjemności. Rzadko udaje się takie manewry zorganizować, tym bardziej są one zawsze wielkim świętem, a dla Aresa miłą odmianą. Bardzo lubi najazdy z kopią i szablą na szrankach, są doskonale zgrani ze swoim Panem.
IMG_9484
Mimo że na co dzień jest koniem wykonującym bardzo wymagającą pracę, zmuszającą go do absolutnego posłuszeństwa i schowania swojego ego „do kieszeni”, potrafi broić, brykać, cieszyć się własną siłą i sprawdzać, jaki czas osiągnie na prostej – oczywiście to wszystko bez jeźdźca na grzbiecie. Wyjątkowo rzadko galopuje rżąc z radości – jest to wspaniały widok.
Na pewno docenia to, że może swobodnie biegać, po tylu miesiącach bólu i ograniczenia swobody wywołanego chorobą. Jest niezwykle inteligentny i ciekawski. Jeśli coś jest zagrodzone, można być pewnym, że będzie próbował tam wejść! Praktycznie nie boi się niczego. Pewnie w dawnych czasach byłby świetnym koniem bojowym.
Ma bardzo silną osobowość, z dużą tendencją do dominacji, często wobec obcych straszy, że ugryzie – wie dobrze, że nie wolno, dlatego tylko straszy kłapiąc zębami w powietrzu i tuląc uszy. A jeśli człowiek się go nie boi i mimo tego teatru podejdzie śmiało i go pogłaszcze po szyi lub czole, potrafi zacząć lizać po ręku – spoko, żartowałem! Ogólnie nazywamy go „koniem, który się nie uśmiecha”. Z reguły ma lekko stulone uszy i patrzy na cały świat, jakby nie chciał, by zawracano mu głowę. Takie ma usposobienie i już. Tym bardziej jest miłe, gdy zdarzy mu się głośno zarżeć na nasze powitanie. Wymaga bardzo rozsądnego i konsekwentnego wychowania i postępowania, zresztą jak każdy koń; ale tu szczególnie trzeba mieć na uwadze, że rozwydrzony mógłby „wejść na głowę”, co w przypadku tak silnego fizycznie i psychicznie zwierzęcia nie byłoby fajne, a dla niepełnosprawnych jeźdźców wręcz niebezpieczne. Ale pod ręką Męża jest wspaniałym koniem, partnerem w pracy i przyjacielem na co dzień. Michał powtarza, że takiego jak on konia drugi raz już w życiu nie spotka – jest to jego koń życia :-)
Bardzo mi miło, że zainteresowałaś się naszym łobuzem i jego osobowością. Szczerze mówiąc, o każdym z tych koni mogłabym napisać równie dużo… Są naszą rodziną. Są niesprzedawalne. Sa najpiękniejsze i najmądrzejsze na świecie, choć tak zwyczajne, niemłode już – z wyjątkiem będącego w sile wieku Aresa – i wszystkie chore…
Pozdrawiam bardzo serdecznie :-)
K.
Liczę oczywiście na kolejne opowieści o tych wyjątkowych koniach… To są opowiadania pełne miłości…
Chętnie je będę publikować.
Pozdrawiam i dziękuję za wspaniałą opowieść…. Może niedługo, choćby w wakacje udałoby sie nam poznać naszych synów są w podobnym wieku i osobiście poznamy Aresa…:-)
 Polecam również piękny artykuł o Koniach w roli głównej moja córka ASIA – 

TO ON NAUCZYŁ JĄ WRAŻLIWOŚCI I ODPOWIEDZIALNOŚCI

Leave a Reply

Your email address will not be published.