Piesek Pani Lewis to kolejny publikowany na moim blogu, premierowy odcinek Rzeźni pana Kramera. Można tę powieść, powstającą zresztą cały czas przeczytać tylko tutaj. Posługuję się słowami: kino, film, bo tak to sobie wyobrażam. Może i wy czytając każdy odcinnek, też tak czujecie? Przypominam, iż jest to horror i dzieciom oraz młodzieży do lat 18, wstęp do tego tekstu ZABRONIONY! Kolejna sobota specjalnie dla was dorośli z intrygującym tekstem Chris Tian Woo oraz niesamowitym, idealnie wkomponowanym w temat, rysunkiem Jacka Nawrota. Tych dwóch autorów bardzo pasowało mi do tak dziwnego powstającego świata ludzkiej wyobraźni.
Ciekawej, nocnej lektury Wam życzę Kochani. Wszelkie uwagi i oburzenie proszę kierować na mail…, będę przekazywać autorom. :-)
2.
Piesek pani Lewis
Dziesięć dni po zamówieniu burmistrza, do sklepu zajrzała Alma Lewis, staruszka licząca już dziewięćdziesiąt cztery wiosny. Znała także ojca Mike’a, Stevena, a z jego dziadkiem Elmerem wspólnie się wychowywali. Plotka głosiła, że mieli ognisty romans, ale nigdy tego nie udowodniono, a sama Alma również zaprzeczała tym doniesieniom.
Pani Lewis od zawsze kochała zwierzęta, w szczególności psy. Ostatni z jej czworonogów, Tobby, czarny labrador, zdechł niedawno ze starości w wieku lat dwunastu. Alma, mimo swych lat, poruszająca się o lasce, emerytowana nauczycielka matematyki i tracąca coraz bardziej wzrok, postanowiła sprawić sobie jednak psa niezwykłego. Mimo wieku słuch i węch miała nadal wyostrzone. Wiedziała, że niewiele czasu jej zostało na ziemskim padole i po raz ostatni chciała mieć wyjątkowego czworonoga, towarzysza, przyjaciela. A takiego mógł jej zapewnić tylko Mike Kramer.
Weszła do sklepu i brzęknął dzwonek. Zza kotary wyłonił się Mike, w fartuchu uwalanym krwią, gdyż właśnie oddzielał podroby. Na widok dawnej nauczycielki uśmiechnął się, wytarł ręce w czyste brzegi fartucha i pocałował dłoń Almy.
– Pani Lewis! Co za niespodzianka! Jak się pani miewa? Dawno pani nie było w moim sklepie.
– Witaj Mike. Coraz gorzej widzę i coraz rzadziej wychodzę z domu, dlatego wysyłam do ciebie pannę Wilkinson po mięso.
– Tak, była u mnie całkiem niedawno i mówiła, że ma zamówienia od pani. Ale skoro dziś przyszła pani osobiście, to musi być coś ważnego.
– W rzeczy samej, Mike. Widzisz, odkąd zdechł Tobby, mój ostatni pies, czuje się samotna i chciałabym sobie sprawić nowego.
– To zrozumiałe pani Lewis. Na pewno w schronisku Davy’ego w Boston Garden są jakieś fajne szczeniaki do przygarnięcia.
– Nie o takiego psa mi chodzi, Mike. Słyszałam, że jesteś artystą w swoim fachu i dokonujesz rzeczy niezwykłych, więc chciałam cię prosić o psa niezwykłego. Widzisz, nie dam rady już z nim spacerować. I ze względu na nogi, które po krótkim nawet dystansie puchną jak balony i ze względu na coraz bardziej kiepski wzrok.
– To jakiego psa miałbym dla pani wykonać? Z jakiego materiału?
– Chciałabym, żeby w połowie było to ciało psa, a do drugiej połowy, żeby miał przytwierdzony jakiś śliski materiał, taki który łatwo ciągnąć. Może wypolerowane drewno? W końcu psiak będzie martwy, przednie łapy mu się rozjadą, a chodzi o to by go łatwo ciągnąć podczas spacerów. No i nie może, to być duży pies, jakiś mały kundelek. Albo york. A w domu by mnie pilnował i odpoczywał przy moim fotelu.
– Dobrze pani Lewis. Znam już pani koncepcję, a na kiedy pani potrzebuje tego psa?
– Jak najszybciej Mike. Byłam ostatnio u doktora Nowitzkiego, twierdzi, że nie zostało mi już dużo życia. Może rok, może dwa. Wszystkie organy pomału mi wysiadają. Dlatego chce się nacieszyć ostatnim ukochanym pieskiem. Dasz radę wykonać mi go na jutro? I gdybyś był tak łaskaw przywieźć go do mnie na Privet Drive? Adres chyba pamiętasz.
– Oczywiście pani Lewis. Pamiętam, jak razem z Markiem Williamsem, przyjeżdżaliśmy do pani na korepetycje z matematyki. Załatwione pani Lewis. Dostarczę jutro pani tego wyjątkowego psa.
– Dziękuję, Mike – staruszce, aż oczy pobłyszczały ze wzruszenia – nawet nie wiesz ile, to dla mnie znaczy.
Kramer ucałował dłoń pani Lewis, po czym staruszka opuściła sklep, a Kramer zaczął myśleć skąd wziąć psa. Najprościej było pojechać do Davy’ego Strachana. Dave w swoim schronisku miał setki psów. Najróżniejszych. Dużych i małych. Agresywnych i potulnych. Ale Dave był wkurzony na Mike’a. Za to, że kiedyś przerobił jego ukochanego owczarka niemieckiego na hybrydę z koniem. Fakt, dużo wtedy odpalił Davy’emu ze swej doli, ale to nie ukoiło do końca jego gniewu i niechęci do Mike’a.
Nie, pomyślał Mike. Trzeba zgarnąć jakiegoś bezpańskiego kundla z ulicy. To proste zlecenie. Zamknął sklep i zaczął rozglądać się w bocznych zaułkach za bezpańskimi psiakami. Znalazł kilka, ale wszystkie były zbyt duże, zarówno rasowe, jak i kundelki.
Szukał już z godzinę, aż w końcu wypatrzył małego pinczerka. To był pinczer miniaturka, kuzyn dobermana, o czym Mike wiedział, ale nie docenił psiaka. I tak proste zlecenie zaczęło być nagle walką o życie. Mike’a Kramera.
Kiedy zbliżył się do psiaka i nachylił w jego kierunku, wystraszone zwierzę niemal wystrzeliło w jego kierunku i wbiło się zębami w mięsistą szyję rzeźnika. Mike zawył z bólu. Próbował zrzucić agresywnego pinczera, ale ten wbił się zębami w szyję tak mocno, że Kramer myślał iż jakieś stalowe imadło miażdży mu szyję. Poczuł ciepłą krew lejącą się falami z kilku stron. Mimo iż trzymał zwierzę za kark nie mógł go oderwać. Postanowił postąpić bardzo drastycznie, wiedział, że jeśli tego nie zrobi, zginie. Jeśli pinczer przegryzie tętnicę, będzie po nim.
Chwiał się mocno i byłby upadł, ale w ostatnim przebłysku świadomości szarpnął pinczera za tylne łapy. Bo ogona nie miał on w ogóle. Następnie brutalnie pociągnął i oderwał go od swojej szyi. Z rany trysnęła nowa fontanna krwi. Ale Mike nie zważał na to. Zrobił jedynie potężny zamach i grzmotnął ciałem pinczera o ścianę budynku. Nastąpiła cisza. Zwierzę nawet nie pisnęło. Umarło.
Mike upadł na kolana i strasznie dyszał. Mocno krwawił, ale tym przejmował się najmniej. Opatrzy się w rzeźni, ma wszelkie środki antyseptyczne i przeciwzakażeniowe w apteczce. Spróbował wstać i już prawie mu się udało, gdy nagle runął obok pinczera pod ścianą.
Obudził się w nocy. Smród ze znajdującego się nieopodal śmietnika restauracji dowodził, że knajpę niedawno zamknięto. Rana na szyi bolała, krew już zdążyła przyschnąć. Kręciło mu się w głowie, ale zdołał powoli się podnieść. Zabrał też ciało pinczera i ukrył pod kurtką.
Dotarłszy do rzeźni, rzucił ciało psa na zaplecze, a sam poszedł do apteczki i lustra by opatrzyć ranę. Cztery bordowe, równomierne i głębokie dziury świadczyły o tym jak straszną walkę stoczył. Na szczęście szczęki pinczera nie były duże, więc ogromnym plastrem z opatrunkiem zalepił ranę. Potem wyszukał kawałki polerowanego drewna i zaczął dopasowywać do truchła pinczera. Zostało mu jeszcze kilka sztuk po tym jak ostatnio przywiózł mu je Sid, w związku z innym zleceniem.
Około szóstej rano skończył zlecenie dla pani Lewis. Przekroił małą piłką do krojenia kości ciało pinczera w pół. Do drugiej połowy dopasował dobrze wyheblowany, a jednocześnie śliski kawałek drewna. Następnie połączył ciało psa z drewnem, przypalając sierść pinczera do drewna gorącym nitem. Bo Mike Kramer jest artystą w swoim fachu. I posiada wszelkie niezbędne narzędzia artystyczne. Nie tylko noże, tasaki, piły, które są niezbędne przy oddzielaniu mięsa i kości. W swojej piwnicy posiada też farby, kleje, nity, szlifierki, wiertarki, młoty i wszelkie niezbędne narzędzia mechaniczne, hydrauliczne, elektryczne oraz szereg innych.
Postanowił, że otworzy sklep później niż zwykle. O dziesiątej po kilku godzinach snu, zamiast „Otwarte” na drzwiach powiesił tabliczkę z napisem „Zamknięte” i pojechał zawieźć dzieło pani Lewis. Staruszka ujrzawszy go w progu z psem na smyczy, niemal popłakała się ze szczęścia. Smycz kupił po drodze, w sklepie Burneya na rogu Bush Street i Jelcyn Down.
– Mike! – zapiszczała z radości staruszka – On jest piękny! Co prawda, nie widzę go zbyt dobrze, ale czuję, że tak jest – dotknęła miejsca zgrzania psa z drewnem – Piękna robota i dobra. Tutaj masz pieniądze – staruszka podała mu kopertę z gotówką.
– Cieszę się, że się pani podoba, pani Lewis – rzekł Mike, po czym wziął kopertę i zaczął liczyć.
– Mam nadzieję, że jest tak jak się umawialiśmy, dziesięć tysięcy.
Mike stwierdził, że po przeliczeniu jest więcej. Było piętnaście. Mógł wziąć kasę i odjechać, ale okradanie staruszek nigdy nie leżało w jego naturze. Był artystą, nie złodziejem. Odliczył nadpłatę i zostawił na tacce przy kominku.
– Jest tak jak trzeba, pani Lewis – uśmiechnął się Mike – Będę już wracał z powrotem do miasta, muszę otworzyć sklep.
– Jasne, Mike. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję – staruszka mocno objęła Mike’a, przytuliła, pocałowała w policzek i zamknęła za nim drzwi.
Mike wrócił do sklepu około dwunastej i obsługiwał klientów. Zrobił się spory tłum i do końca dnia miał co robić. Tymczasem Alma Lewis wyszła na spacer ze swoim nowym towarzyszem. I wychodziła tak codziennie jeszcze przez rok, póki nie zasnęła na zawsze w swym fotelu. Podobnie jak jej ostatni pies, pinczer o imieniu Fighter.
Jak dla mnie dość abstrakcyjna ta powieść…
Trudno się z tym nie zgodzić, ale bazując na Jacka Nawrota rysunkach trzeba mieć nie lada wyobraźnię, aby tekst fajnie wkomponować. Chris robi to nawet zabawnie. Powstaje z tego komedio-horror, uwielbiam rzadko spotykane rzeczy, twory, moje szkice też są abstrakcyjne a mimo to pełne treści i psychologii. Skoro nawet ja czytam go a mnie ciężko zainteresować jakąkolwiek książką, to jest nieźle :-) Będziemy treść obserwować i zobaczymy w którą stronę pójdzie… Karolino a Harry Potter nie był dla Ciebie zbyt abstrakcyjny? W przeciwieństwie do filmu, choć dzisiejsza technologia pozwala nam w zasadzie na wszystko, książka jest idealnym instrumentem dla wyobraźni… :-) pozdrawiam
… to może Chris pozwoli się namówić i napisze tekst w oparciu o twoje rysunki :-) może być ciekawie…
Widzę, że poznałeś już moje szkice, tylko nie spojrzałeś że mają już teksty. Po za tym, nie pozwoliłabym pisać do nich :-), to specyfika moja, zbyt prywatna, która ma już historię i treść głębszą… Nikt nie byłby w stanie napisać do nich tekstu lepiej niż ja sama, bo nie zrozumiałby ich sensu… Poczytaj wiersz: Wady kluczem do rozwoju umysłu… albo W Kielichach życia… ciekawa jestem, czy coś zrozumiesz… :-) https://500px.com/photo/13558881/faults-as-a-key-to-the-development-of-the-mind-by-mina-wetp?ctx_page=1&from=user&user_id=881727
https://500px.com/photo/8904730/in-chalices-of-life-by-mina-wetp?ctx_page=1&from=user&user_id=881727
…tak, rozumiem, że nic nie rozumiem :-)… o ile jeszcze „Wady kluczem do rozwoju umysłu” wydają się do ogarnięcia, o tyle „W Kielichach życia” to dla mnie całkowita abstrakcja… głos mi się łamie jak to czytam… spać po nocach nie mogę…
:-) biedulek… Chciałabym Ci jakoś pomóc, bo czuje się teraz odpowiedzialna za Twój stan… No ale myślami choć jakoś wspieram :-)
… faktem jest, że mi się ostatnio wszystko z „jednym” kojarzy, ale… ale czy ten piesek z rysunku nie jest jakiś dziwny?
Jest… Myślę, że dobrze Ci się kojarzy… Jacek Nawrot autor rysunków, ma hopla niestety na punkcie „tego co Ci się kojarzy” aczkolwiek Chris bardzo skrupulatnie dobiera rysunki i tych co to ukazują zbyt wiele nie używa…